Słowo o motywacji…

Dziś szepnąłem Wam słówko o motywacji, o wyznaczaniu sobie celów i o realistycznym podejściu do nich.

Chciałbym też, by każdy mnie dobrze zrozumiał, by nie było wymówek do obniżania lotów 🙂

Na początek powiem/napiszę, że jestem uniesiony, uskrzydlony, dowartościowany, szczęśliwy tym, jakie ostatnio zrobiliście postępy, a do tego, jaką fajną i zgraną ekipą jesteście. Tworzycie ducha wspólnoty, który przenika nas wszystkich. Gdy pracuje jeden, to pracuje tak, jakby pracował za każdego innego. To Wasz SUKCES!! NASZ SUKCES!! Tak trzymajcie, wymagajcie, ale też bądźcie łagodni dla siebie.

Tak, nie każdy będzie mistrzem – takie padły słowa. Nie każdy jednak też będzie tancerzem, podobnie, jak nie każdy będzie poetą, świetnym muzykiem. Czy to znaczy, że mamy czynić mniejsze wysiłki w naszej pracy? Nigdy! Zawsze możemy wzbogacać nasze serca, zawsze możemy rozwijać naszego ducha, zawsze możemy uczestniczyć w pasjonującej przygodzie, jaką jest praca nad sobą, przygodzie, w której możemy sobie towarzyszyć. Nie wyobrażam sobie, bym miał czynić mniejsze starania w wyostrzaniu mojej pasji tylko dlatego, że już raczej nie będę wielką gwiazdą sportów walki. Nie! Najważniejsza jest nagroda wewnętrzna, bo te zewnętrzne, puchary, medale, tytuły, mogą mnie cieszyć tylko wtedy, gdy będą szły w parze z wewnętrzną radością uprawiania sportu, walki. Oprócz radości, również ważne jest dowartościowanie, nad którym wspólnie musimy pracować, bo każdy z nas tego potrzebuje. Dowartościowywać Was będą Wasze małe sukcesy, jak również ludzie wokół Was, pozytywnie Was wspierając. A wówczas będziecie stawać się jeszcze lepsi.

Cel: Satysfakcja i dobra zabawa! -> radość z uprawiania sportu -> pragnienie trenowania.

Nierealistyczne cele, będą prowadzić do frustracji, do zniechęcenia, a być może do porzucenia sportu, który tak bardzo się kocha. Marzcie,ale też stawiajcie sobie cele, które możecie zrealizować, by później z nich się cieszyć. Niech to będą małe cele. Małe kroczki. Realizujcie je i celebrujcie.

Na dziś zrealizowaliście bardzo dużo, pomimo, że nikt nie jest „wielkim mistrzem”. Jesteście wytrwali, zdyscyplinowani, regularnie trenujecie, nie poddajecie się mimo niepowodzeń, wybaczacie mi moje trenerskie uchybienia i dajecie mi poczucie, że robię coś wielkiego. Nie tylko dla siebie coś robicie 😉 To Wasze kolejne sukcesy.

Niektórzy też walczycie, wygrywacie walki, czasem przegrywacie, potem sobie z tym radzicie, lub zdobywacie dalszą motywację, rośniecie w siłę, a dookoła Was, są Wasze koleżanki treningowe/Wasi koledzy treningowi, którzy pomagają Wam przygotować się do walk. Sukces ma wielu ojców. Każdy z nas ma w nim swój udział.

Starajcie się tyle ile możecie i czerpcie radość z tego. Mam nadzieję, że nasze treningi nigdy nie staną się nudne, rutynowe, sztampowe. Przed nami wiele wspólnej pracy, zarówno przede Wami, jako zawodnikami, jak i przede mną, jako trenerem.

Może nie możemy mieć wszystkiego, ale możemy mieć wszystko to, co chcemy 🙂

Opowieść:
Pewien młody chłopak, bardzo chciał być wojownikiem, fighterem. Nie miał warunków, jednak mocno trenował. Zbliżał się czas sparingów. Pierwsze w jego życiu. Bardzo się stresował. Nie chciał zawieść trenera i swoich kolegów, choć zawieść mógł tylko siebie, mając wygórowane żądania wobec siebie. Niestety, walczył z chłopakiem dwie kategorie wyżej. Dostał baty. Był kilka razy liczony, ale wciąż walczył.
W swoich oczach, był przegranym pod każdym względem, dał ciała i zastanawiał się, czy nie przestać trenować. Przegrał, nie nawiązał równej walki, niczego więcej nie widział.

Prawda jest jednak taka, że w muaythai najważniejsze jest serce do walki, pokazanie hartu ducha i pomimo, że to była jego pierwsza walka sparingowa, a nie walka o mistrzostwo świata, emocje dla niego były te same. Dla trenera i kolegów, pokazał hart ducha, odwagę i walkę do końca. Każdy z nas, co jakiś czas stacza taką walkę o mistrzostwo świata, a Ci którzy tych walk nie mają, po prostu nie walczą i żyją bezpiecznie.

Jaki morał z tego?
Inny niż oczekujecie 🙂 Wrócił do treningów po 2 tygodniach odpoczynku. Trener zapewniał go, że kompletnie nie ma się czego wstydzić i jest z niego dumny,że tak dzielnie walczył.
Znów chce podjąć walkę, znów chce spróbować, choć nie po to wrócił. Chciał tylko już trenować.
Morał kolejny jest taki, że wciąż czyni postępy, rozwija się, IDZIE SWOIM UNIKALNYM TEMPEM.

Przyjdzie walka, gdy będzie z siebie dumny. Ja już jestem.

Każdy tak może.

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *