Liga A1 – 29.10.2012 – Błaszki

W ubiegłą sobotę, pod pozorem walk, wybraliśmy się do McDonald’a, celem spożycia strawy, która konserwuje nasze wnętrzności. Niestety, pozory pozorami, ale trzeba było to jakoś udokumentować. Stąd też te zdjęcia, więc proszę nie myślcie, że pojechaliśmy obżerać się frytkami i zapijać Colą, ale pojechaliśmy powalczyć. Nasz skład zawodników to Paula Loch, Michał Bałdys, Jeremi Dunaj i Paweł Bomba. Do tego odwieczny upierdliwiec, czyli trener. W sobotę dojechał jeszcze team wspomagający, czyli Dawid uchwytujący chwile w tym dziwnym pudełku, co dusze kradnie (zowie się to obecnie aparat fotograficzny), oraz Klaudia, która pomponów do dopingu zapomniała, ale została naszym nadwornym filmowcem. Oboje zostali sowicie wynagrodzeni przez prezesa Klubu. Dostali bony towarowe na papier toaletowy. Wiem, wiem, nie dziękować. Dla mnie to zwykła przyzwoitość, by sumienną pracę wynagradzać. Co do naszych walk… Jak można się domyśleć, stoczyliśmy 4 walki… a może osiem. Każdy z zawodników osobno i ja cztery walki jako sufler przy linach. Kurs ku wygranej rozpoczęliśmy od Pauli. Niestety, ale szalejące sztormy, a także zwichrowany kompas, nie pozwoliły Pauli dotrzeć do miejsca przeznaczenia, czyli wygranej. Nic się jednak nie przejmujemy, bo tylko ten nauczy się pływać, co pływać próbuje. Co nie Paula? I pojawił się pierwszy uśmieszek, takie przymrużone oczko w tekście, co może świadczyć, o moim subtelnym poczuciu humoru. I nie wiem dlaczego w tej chwili przypomniał mi się Pan Saputa, którego pozdrawiam z tego miejsca . Drugi do boju wyszedł rześki i rączy Jeremi. Bryknął przez liny i miękko lądują oznajmił wszystkim na hali swoje przybycie. Po burzy, jak to się mawia, następuje słońce, a jak pamiętamy, sztormy towarzyszyły Pauli, która zgubiła kierunek. Całe szczęscie na niebie w trakcie walki Jeremiego zajaśniało słońce i tak przyprażyło jego tylna stopę, że nie mógł jej utrzymać na deskach ringu. Zaczął nią rączo wierzgać w kierunku przeciwnika, dzięki czemu dwa razy przykleiła się ona do głowy przeciwnika. Tym samym, by przeciwnik odpoczął, sędzia odprawił liczenia. I znów Jeremi rączo hasa pomiędzy linami i poluje, jakby kaczkę gonił. I znów ta przypalona słońcem noga podskakuje, trafia i walkę kończy przed czasem. Można dodać, że w pierwszej rundzie. Masz chłopie kopyto! Na kolejną wycieczkę idzie Michał. Przyodziany w strój mocy wojownika jest gotowy, by aurę przechylić w kierunku sił czystości. I tak zmagał się ze światem, demonami, i przeciwnikiem, by słońce zajaśniało nad Gymnazionem. I choć walka była wyrównana, to jednak przegrana. Michale drogi, walkę oglądałem powtórnie i była to dobra walka. Wyrównana. No i wisienka na torcie, czyli Paweł. Kolejność mogłem pomylić i być może Paweł był przed Michałem, ale musicie mi wybaczyć, ale długoletnie wstrząsy w głowie, nieszczególnie sprzyjają poprawie pamięci. Dziękuję, że bez GPS wracam z zakupów do domu . Wracając jednak do Pawła… To jego pierwsza walka w tej formule, czyli formule z „kolanem”. Po długich, milczących debatach nad formuła w jakiej mają walczyć zawodnicy, stanęło wreszcie na K-1. Zresztą wszyscy nasi zawodnicy walczyli w formule K-1. Szkoda, bo Michał czuje się bardzo dobrze w klinczu. Nooo… Paweł! I rozbrzmiał długo oczekiwany gong, po którym lekko już zmrożeni zawodnicy ruszyli na siebie. Patrzyli na siebie z lekką nieufnościa, jakby nie wiedzieli, czy z sobą porozmawiać, czy jednak dać sobie po gębie. Stanęło jednak na tym drugim. Pierwsza runda to szalone ataki Pawła i raczej skromna odpowiedź przeciwnika, który jakby speszony tańcem zapodanym przez Pawła, nie czuł rytmu tańca i kroków, jakie mu towarzyszyły. Przerwa jednak obudziła naszego przeciwnika i z nowym zapałem, rozpoczął polowanie na Pawła. I tak przez kolejne dwie rundy. Przeciwnik parł, a Paweł starał się odpowiadać. Wykorzystywali cała paletę kroków, od tych naziemnych, po lotnicze. Zaprezentowali się przy każdej linie, by każdy z sędziów, z bliska, mógł ocenić umięśnienie. Przeciwnik wypadał troszkę, minimalnie lepiej, i w tym upatrujemy jednak przegranej Pawła. Prosiłem przed walką, by wejść na pompie, zrobić kilka pompek. Cóż… trenera powinno się słuchać. Dziękuję za kolejny super wyjazd. Za McDonalda . Michał uściskaj rodziców. Herbatka o północy była doprawdy świetna.

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *