Gala ProFight Częstochowa – wygrana Jeremiego!

Kilka zdjęc z wczorajszej gali w Częstochowie.

Mam tyle żartobliwych sytuacji w głowie, że ciężko mi na poważnie pisać jakąś relację.
Jeremi wykonał swój plan jak należało. Ponieważ wiedzeliśmy, że nie ma dobrego przygotowania kondycyjnego z racji wzięcia walki na dwa dni przed galą, to rozsądek nakazywał nie podpalać się i wypunktować przeciwnika przez dwie rundy, a trzecią stonować. I dokładnie tak zrobiliśmy. Dwie rundy wyraźnie wypunktowane. Trzecia na utrzymanie zwycięstwa.

Przeciwnkowi dziękujemy za walkę. Zwyczajna walka dwóch przeciwników. Trochę gry psychologicznej, plus kilka cosów i kopnięć. Żadnej złej krwi.

I tu kończy się relacja, a zaczyna proza, która nie odnosi się do walki. Zwyczajnie, nudzę się, a może skaczę przez płotki umysłowo, i wrzucam do ogródka nasiona, które może zakiełkują.

W innym stylu. Używaliśmy kombinacji arktycznych, jak również technik zaczerpniętych z krainy Majów i Inków, które nie ograniczały się do czterech kończyn. Uważaliśmy, że nie trzeba umieć walczyć, tylko stosować magiczne kombinacje, które są niespotykane w rodzaju ludzkim. Wmawiałem Jeremiemu, że jestem mądrzejszy od innych, i to, czego go uczę, jest tak unikalne, że jak wejdzie do ringu, to nawet nie musi walczyć. Inni do takiejwiedzy nie mają dostępu. Co więcej, jak zobaczą skąd jesteśmy, to zaczną wszyscy chylić czoła. Ja będę wypinał dumnie klatę i jak na welkiego mistrza przystało, będę czasem przypominał kim jestem, skąd pochodzę i czyim pomazańcem jestem. Cała ta taktyka miała wystraszyć przeciwnika, by sięgnąć po zwycięstwo. W przyszłym roku znów będą u nas goście z Atlantydy i dostaniemy namaszczenie, by kopać mocne love kingi, czyli kopniecia miłości, lub młosne króle. W ringu Jeremi wyraźnie czuł, kto jest panem, a kto ma odwalać czarną robotę. Gdy coś robił źle, wyraźnie dawałem mu odczuć, że to on pieprzy sprawę, a nie ja. Ja jestem mistrzem, on tylko niegodziwym uczniem przynoszącym mi wstyd. No dobra, przynajmniej w bloku jestem mistrzem, jak mówią bliscy. Tyle ze szczerości. Choć wem, że się mylą. Miałem kilka wytłumaczeń w razie porażki, ale całe szczęscie, nie musiałem sięgać po te wyrachowane formy strategii. Zresztą, nic nie jest w stanie znieść mnie w piedestału, jaki sobie stwarzam we własnej głowie.

Z poważaniem
Marcin

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *