Turniej Boksu Tajskiego – 5 czerwiec 2011 – Zagnańsk
W sobotę, 25 czerwca, trzech otyłych mężczyzn, udało się w podróż do Zagnańska, celem podążania śladem męskiej przygody, czyli okładania się po mordach w imieniu prawa. Skład: Alan Zajk, Tomasz Urban i Marcin Tomczyk w roli upierdliwca, który dookoła widział samych grubasów.
Podróż przebiegła tak jak zwykle, czyli w totalnej nudzie, ale ciężko wymagać od chłopaków kulturalnej i inteligentnej rozmowy. Do tego powoli zaczynamy się przyzwyczajać.
Po dotarciu na miejsce, okazało się, że miałem racje… zawodnicy okazali się za grubi. Przyszedł czas na odchudzenie swoich owieczek, strzyżenie jednak w grę nie wchodziło. Koniec końców, nasi wspaniali zawodnicy pokonali swe niedoskonałości i stanęli na wadze, jak na fit chłopaków przystało. Tomek kategoria -67, a Alan kategoria – 75. Czyli wg zamierzeń. Teraz przyszedł czas na upragnione jedzenie i picie.
Na losowaniu walk okazało się, że Tomek nie będzie miał z kim walczyć, gdyż dwaj zawodnicy z jego kategorii, mieli zawalczyć na gali popołudniowej. Padło pytanie, czy będzie zatem Tomek walczył w kategorii cięższej. Bez namysłu powiedziałem „tak”, bo przecież przyjechaliśmy walczyć, a nie kalkulować. Tomkowi informacji tej nie zdradziłem i trzymałem go w nieświadomości. W tej nowej dla Tomka kategorii było trzech zawodników, więc umówiliśmy się, że wygrany z pierwszej walki, walczy drugą z tym, co pozostał. Losowanie pokazało, że przy dobrych wiatrach Tomek stoczy dwie walki. Trzeba tylko wygrać pierwszą. Alan wylosował zawodnika z Arkadii Kalisz, bez większych perturbacji.
Tomek miał walkę czwartą w kolejności. Wciąż nie wiedział, że walczy w nie swojej kategorii. Czas pójść na ring. Wdzianie ochraniaczy, wejście między liny, kółeczko dookoła, wypicie Melissy przez trenera i walka może się rozpocząć. Nie będę się rozpisywał. Przeciwnik Tomka był dwa razy liczony w trakcie pojedynku. Walka zdecydowanie dla Tomka. Wygrana. Teraz czas na odpoczynek i kolejna walka siedemnasta.
Walka dziewiąta, to Alan vel Masakrator. Rytualne tańce godowe w ringu przebiegły pomyślnie i już za chwile można było się ściskać i przytulać z przeciwnikiem do woli. Związek tych ciał wykazał jednak wyraźniejszą dominację przeciwnika Alana, a Masakrator jakby wiedziony skrytym urokiem przeciwnika wydawał się speszony całą sytuacją. Im bardziej Alan mu się oddawał, tym bardziej przeciwnik był z tego zadowolony. Koniec końców walkę nasz druh przegrywa, ale jest również zwycięzcą, by dotrzeć do walki, by wyjść na ring i się do walki przygotować. Tym razem coś nie zagrało i właściwie Masakrator gdzieś na chwilę zniknął. Znajdziemy go!
Mamy zatem jeszcze trzeci pojedynek. Walka 17 i Tomek wraca na ring w formie niezmienionej. Tym razem walczy z zawodnikiem gospodarzy. Wcześniej chłopaki z Kielc stali w naszym narożniku, teraz jesteśmy po przeciwnych stronach. Po przeciwnych stronach narożnika, lecz po tej samej stronie naszych przyjacielskich stosunków. Gong i starcie pierwsze. Ciosy, kopnięcia, łokcie… to chyba ten sport. Kolejna wygrana walka Tomka. Tym razem przeciwnik był również liczony. Dobra robota. Tomek wygrał miniturniej w kategorii wyższej, dominując wyraźnie rywali. Po walkach dopiero wyjawiłem prawdę naszemu młodzieńcowi, iż walczył w kategorii ciut wyższej.
Pozostaje podziękować chłopakom za wspólny wyjazd. Niepowodzeń nie było, gdyż chłopaki mogli czegoś się znów nauczyć, dowiedzieć o sobie. Były przegrane i wygrane, ale w życiu jest podobnie, czasem w przód, czasem w tył. Musimy sobie z tym radzić, wyciągać wnioski, uczyć radzić sobie zarówno z sukcesem, jak i niepowodzeniem. Tak zakończyliśmy nasz sezon. Czas na odpoczynek, a od września ruszamy znów na ring.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!