Obóz lato 2016 Węgierska Górka
Ostatnimi czasy było tu dość cicho, a aktywność na naszej stronie spadła, z powodu wyjazdu na obóz sportowy.
Wróciliśmy niemal wszyscy cali i zdrowi. Niestety Rafał musiał wrócić do domu w połowie obozu, z powodu urazu kolana. Pozdrowionka Rafał od całej ekipy! Niestety Paweł nie dojechał, ponieważ zatrzymała go praca.
Tym razem połączyliśmy nasze siły w Warszawą i Radomiem Z Warszawy przyjechał Zbyszek Wyszyński z Akademii Lwa (trener i właściciel), a spod Radomia przyjechała moja chrześnica – Kasia – dzielnie ćwiczyła i coś mi się wydaje, że wdała się we mnie, bo ma smykałkę do tego sportu
Spędziliśmy te 10 dni w zacnej grupie 15 osób. Optymalna ilość osób, biorąc pod uwagę salę. Na przyszłość, grupa nie może przekroczyć 14 osób trenujących na sali, podobnie, jak i tym razem. Jeśli będzie zainteresowanie, to zrobimy dwa turnusy. Tak mała grupa daje możliwość podejścia do każdego, szybkiej korekty i satysfakcjonujących postępów.
Niestety,ale nie było czasu na zdjęcia i filmiki na treningach. Prawdę mówiąc, kompletnie o tym zapomniałem. Dopiero w przedostatni dzień zniosłem aparat. Po prostu, albo trenowaliśmy, albo jedliśmy. Jednak człowiek nie żyje tylko treningiem i zwykłą paszą, więc trzeba było i czasem na lody wyskoczyć, zerknąć w notatki, pójść do sklepu itd
Dni przeplatały się treningami i krótką regeneracją połączoną z wyżywieniem. Treningi 4 razy dzienne, choć 2 razy zrezygnowaliśmy z porannego biegania, by nabrać sił. Ostatni trening o 20:00. Limit czasowy treningu uzależniony od zdolności percepcji ćwiczących, lub sił trenera
Były góry, wyścigi na bolidach czterokołowych napędzanych siłą mięśni, treningi, trening, treningi, a do tego Beata oprowadziła nas po bunkrach (choć trzeba uważać na nazewnictwo gdzie walczyli polscy żołnierze, a do tego kąpiele w rzece, pogaduchy i kupa śmiechu!
Chyba jeden z najlepszych obozów. Praca, praca, praca. Stąd tak mało zdjęć z sal treningowej. Nim skończyliśmy jeść, już był kolejny trening. W piątek, zaczęliśmy o 19:00 wyścigami na bolidach, po których nogi i płuca szły na chwilową emeryturę, a o 20:00 pociągnęliśmy trening do 22:30. Niektórym wyłączał się już mózg i pozostała tylko psychika.
Dziś, w niedzielę, zakończyliśmy nasz obóz porannym bieganiem o 7:00, a później zrobiliśmy ostatni trening, gdzie skupiliśmy się na obaleniach, które można robić niemal z każdej pozycji klinczu. Świeżość po lżejszej sobocie była wyczuwalna u każdego
W trakcie obozu były sparingi, dużo klinczu, obalenia, ucieczki z przechwytów, kontrowanie przechwytów, pozycjonowanie w klinczu, przechodzenie między pozycjami, taktyka, parter prowadzony przez Zbyszka (purpura BJJ) i inne.
Pierwsza niedziela w trakcie obozu mała być luźniejsza, więc poszliśmy na Halę Boraczą, a później na Rysiankę. Nie był to odpoczynek Poranne bieganie w poniedziałek nam to udowodniło.
Troszkę późno odkryliśmy „bolidy” – rowery dwuosobowe. Wyścigi nimi to była istna męczarnia! Zasada była taka, że po prostej normalnie jedziemy, czyli jeden pedałuje i kieruje, a drugi siedzi, ale każdy podjazd, a były one dość strome!, jeden pedałował, a drugi biegł z tyłu i wpychał „bolid”! Nie wiadomo, czy bardziej piekły nogi, czy płuca Wszystko w formie rywalizacji – kto pierwszy, ten lepszy Po 45 minutach „zabawy” oddaliśmy rowerki przed czasem
Teraz pozostaje wrócić do rzeczywistości Klubowej. Sprzęt wypakowany, poukładany, a w najbliższych dniach, czeka go generalne sprzątanie Klubu przed nowym sezonem, wymiana maty, mycie itd.
Jako organizator i prowadzący obóz, dziękuję wszystkim za uczestnictwo. Spędziłem niesamowitych 10 dni! Dziękuję!!
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!